Tekst wirtualnego oprowadzania po wystawie “Goci. Znad Bałtyku do Rzymu”
cz.1
Szanowni Państwo, witam serdecznie w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu, ja nazywam sie Grzegorz Stasiełowicz i będę miał przyjemność oprowadzić Państwa po naszym Muzeum/wystawie…W taki sposób, dotychczas, zazwyczaj witałem muzealnych gości, których miałem przyjemność oprowadzać. No cóż rzeczywistość trochę sie zmieniła, i nie bardzo wiemy kiedy „na żywo” ponownie się spotkamy? Oby stało sie to jak najprędzej, czego Państwu i sobie życzę.
W tym dziwnym czasie każdy musi sobie jakoś radzić, instytucje takie jak muzea również. Wobec czego kilka dni temu umieściliśmy naszej stronie tzw. wirtualny spacer (http://www.muzeum.elblag.pl/s/45/wirtualny-spacer). Pozwala on zajrzeć na nasze wystawy bez potrzeby wychodzenia z domu. Poza wieloma zaletami, został bardzo dobrze zrobiony, ma jedną wadę pozbawiony jest dźwięku i komentarza. Wobec tego postanowiłem zapełnić, przynajmniej w pewnej części zapełnić tę lukę. Zapraszam Państwa do zwiedzenia, pod moim „przewodnictwem”, wystawy „Goci. Znad Bałtyku do Rzymu”. Będzie to niejako powieść w odcinkach, bo w jednym wpisie raczej wszystkiego nie będę w stanie opowiedzieć. Zatem zaczynamy.
Wystawa znajduje się w piwnicy budynku Podzamcza, aby do niej trafić należy przejść (warto zwiedzić:) ekspozycję „Twarze historii. Historia w twarzach”. Na półpiętrze przywita Was piękna Gotka, bohaterka naszego filmu holograficznego. Po dotarciu do piwnicy, musicie Państwo skierować się na prawo, na wprost schodów ujrzycie plakat reklamujący wystawę, a dalej już tylko droga….
Na początek jednak odpowiedzmy sobie na pytanie: Kim byli Goci?
Aby móc na nie odpowiedzieć nie możemy jedynie odwołać się do zabytków materialnych, należy również sięgnąć do źródeł pisanych. Choć żaden ze znanych nam historyków i pisarzy nigdy nie dotarł aż nad Bałtyk (przynajmniej nic o tym nie wiemy), to jakieś wieści na południe jednak docierały. Najstarsze z owych historycznych wzmianek możemy znaleźć w dziełach Tacyta. Pisał on o ludzie Gutonów, który mieszkał za innymi plemionami – Lugiami i Markomanami, na północ od nich. Nieco dokładniej lokalizował lud Gytones, Klaudiusz Ptolemeusz pisząc, że mieli swe siedziby gdzieś w europejskiej Sarmacji, czyli na wschód od Wisły. Poza nimi wymienia on także innych Gotów mieszkających na południu wyspy Skandii, tj. dzisiejszej Skandynawii.
Jednakże za najwięcej, jeśli chodzi o historię Gotów, zawdzięczamy władcy Ostrogotów – Teodorykowi Wielkiemu. Był on niezwykle zafascynowany rzymską historią i postacią Augusta Oktawiana, toteż zapragnął utrwalić dzieje swojego rodu Amalów na wzór rodu Augusta. Pod koniec swojego panowania, około 525 roku, zadanie to zlecił Kasjodorowi, który stworzył dzieło Origo Gothica spisane w dwunastu zwojach. Choć nie przetrwało do naszych czasów, zachowało się jego streszczenie napisane przez bizantyjskiego skrybę Jordanesa, który tak przedstawił początki kontynentalnej historii Gotów i Gepidów:
„Skandia leży naprzeciw rzeki Vistuli, która biorąc początek w górach Sarmackich wpada trzema odnogami do Oceanu północnego na wprost Skandii rozgraniczając (swym korytem) Germanię i Scytię (…) Właśnie z owej wyspy Skandza, jak gdyby z kuźni plemion lub raczej jakby z łona rodzącego plemiona, według podania wywędrowali niegdyś Goci z królem swoim imieniem Berig. Gdy tylko zeszli z okrętów i postawili stopę na ziemi, nadali jej swoją nazwę. Do dziś, jak się twierdzi, nosi ona nazwę Gothiskandza.”(Tłum. Jerzy Strzelczyk)
Problem pochodzenia i pierwotnych siedzib Gotów nadal jest sprawą otwartą. Większość badaczy opowiada się za tym, że ich kolebką była Skandynawia, a ściślej rzecz biorąc wyspy bałtyckie (np. Gotlandia) i południowe rejony dzisiejszej Szwecji (prowincje Östergötland
i Västergötland). Tradycja gocka, którą przekazał Jordanes, przynosi informacje o tym, że zamieszkiwali oni wyspę Skandza, która leżała naprzeciw ujścia Viskli (Wisły). Podaje także niezwykle ważną informację, że Goci, a dokładniej ród Amalów, opuścili Skandzę i dotarli do nowych ziem za panowania króla Beriga, morze zaś przebyli na trzech łodziach. Wielu badaczy sądzi, że owe trzy łodzie są echem jakiś prawdziwych wydarzeń, swoistą plemienną legendą.
Koniec odcinka pierwszego
Grzegorz Stasiełowicz
Ps.
- Szanowni Państwo, tych którzy chcą poznać bibliografię do mojego Facebookowego „oprowadzania” odsyłam do katalogu „Goci. Znad Bałtyku do Rzymu”, którego autorami jesteśmy wspólnie z dr Marią Kasprzycką.
- Natomiast tych bardziej dociekliwych i chcących zgłębić temat „Gocki” odsyłam do książek prof. Andrzeja Kokowskiego i prof. Jerzego Strzelczyka.
- Tym najbardziej ciekawskim polecam platformę Academia.edu, gdzie stawiają pytania,
a czasem wyjaśnień udzielają sami autorzy badań archeologicznych i historycznych.
cz. 2
Szanowni Państwo zapraszam na drugi odcinek opowieści „Goci. Znad Bałtyku do Rzymu”.
W przytoczonym fragmencie Historii Gotów, pojawiają się następujące zdania: Gdy tylko zeszli z okrętów i postawili stopę na ziemi, nadali jej swoją nazwę. Do dziś, jak się twierdzi, nosi ona nazwę Gothiskandza.
Za chwilę postaram się rzucić nieco światła na ten jakże ciekawy wątek. Ale zanim o nim warto wyjaśnić, że Goci nie trafili na pustkowie, którego nikt nie zamieszkiwał. Daleko idące zmiany nastąpiły u ujścia Wisły już jakiś czas wcześniej. Przyjmuje sie, że miało to miejsce na przełomie er. Przy czym zmiany dotyczyły nie wymiany ludności, a zaszły w obrębie funkcjonującej tu społeczności, określanej mianem ludności kultury oksywskiej (nazwę przyjęto od cmentarzyska odkrytego na Oksywiu). Zmiany, które zaszły, a które przybrały na sile wraz z pojawieniem sie przybyszów zza morza, przejawiały się w wielu różnych aspektach życia: obrządku pogrzebowym, gospodarce, a nawet modzie. Nowa kultura, nazwana od cmentarzyska w Malborku – Wielbarku – kulturą wielbarską, wprowadziła birytualny sposób chowania zmarłych w postaci pochówków szkieletowych i ciałopalnych. Kolejna, niezwykle ważna, zmiana dotyczyła darów grobowych. Zniknęły przedmioty wykonane z żelaza, w tym bardzo charakterystyczne dla ludności oksywskiej broń, narzędzia i ozdoby. Przyjmuje się, że zostały obłożone swoistym tabu.
Jest to jeden z najbardziej tajemniczych i fascynujących momentów w historii naszych ziem. To także moment niezwykle krótki. Bowiem, od odejścia od jednej tradycji do przyswojenia sobie nowej, minęło 5 – 10 – może 15 lat. Z jednej strony to niewiele, z drugiej mogło minąć prawie całe pokolenie. To trochę tak jak dzisiaj, jeśli sią Państwo chwilę zastanowią, to się okaże, że spora część naszego społeczeństwa nigdy nie musiała wykręcać numeru telefonu na okrągłej tarczy, która wydawała charakterystyczny terkot.
Mężczyźni pozbawieni w zaświatach broni, stali się niejako nadzy i bosi, natomiast panie bardzo zyskały na tej zmianie. Zmieniła się moda (do tej kwestii wrócimy szerzej później), pojawiły się przedmioty wykonywane z różnych metali, w tym m.in. taśmowate bransolety, zakończone stylizowanymi głowami węży; zapięcia naszyjników w kształcie litery „s” – tzw. klamerki esowate oraz kuliste bądź gruszkowate w kształcie wisiorki.
Novum, które należy wiązać z pojawieniem się Gotów, były cmentarzyska z kurhanami, brukami kamiennymi, kręgami kamiennymi, czy też grobami oznaczonymi kamiennymi stelami. Szczególnie kwestia kręgów kamiennych, kompletnie do tej pory nieznanych w lokalnej tradycji, skupiła uwagę badaczy. Na podstawie ich występowania zaczęto rekonstruować nową ziemię Gotów – Gothiskandię, jako obszar obejmujący Krajnę, Pomorze Środkowe i część północnej Wielkopolski.
Wybitny archeolog Ryszard Wołągiewicz wydzielił kilka stref formowania i rozwoju kultury wielbarskiej. Jej kolebka, to obszar obejmujący deltę Wisły z przyległą Wyżyną Chełmińską wraz z pasem wybrzeża Zatoki Gdańskiej do Półwyspu Helskiego. Kolejna strefa to wąski pas pobrzeża pomorskiego, sięgający ok. 70-80 km w głąb lądu po pas wzniesień morenowych, a na zachodzie po ujście rzeki Drawy. Kolejna strefa, tj. Pomorze Środkowe z Krajną i północną Wielkopolską jest kojarzona z ziemią, której Goci dali miano Gothiskandia.Następnym obszarem zajętym przez ludność wielbarską to Wysoczyzna Elbląska i Pojezierze Olsztyńskie z terenami sąsiadującymi z nim od południa. Ostatnie strefySS, które zostały zasiedlone przez wielbarskich osadników obejmują tereny wschodniego Mazowsza, Podlasia, Polesia, Lubelszczyzny, zachodniego Wołynia i Podole.
Z racji występowania w strefie pomorskiej licznych cmentarzysk z kręgami kamiennymi (np. Grzybnica, Odry, Węsiory, Leśno), których nie zanotowano w innych strefach, wysnuto wniosek o nagłym przybyciu nowych osadników obcych kulturowo. Jedyne analogie do nich można odnaleźć na terenie Skandynawii.
Same kręgi nie pełniły funkcji sepulkralnych, czyli grobowych, a znajdowane wewnątrz nich pojedyncze pochówki są raczej pozostałością po bliżej nieznanych obrzędach rytualno-religijnych. Na podstawie tych odkryć Ryszard Wołągiewicz pokusił się o stwierdzenie, iż dopiero w tym przypadku mamy do czynienia z pojawieniem się nowych, obcych osadników.
Koniec odcinka drugiego…
cz.3
Osoby, które uważniej przyjrzały się temu co ukazuje wirtualny spacer, zauważyły zapewne, że cała wystawa zbudowana jest wzdłuż drogi.
Drogi nie byle jakiej, bo Szlaku Bursztynowego. Dziś trudno stwierdzić, czy szlak ów zaczynał się nad Bałtykiem a kończył w Rzymie czy może odwrotnie. Faktem jest, że istniał i był jednym z najważniejszych w tej części Europy. Jego nazwa niejako mówi sama za siebie. Wędrowali nim kupcy, którzy pragnęli „złota północy”.
„Niedawno się przekonano, że to wybrzeże Germanii, z którego jest przywożony bursztyn, znajduje się w odległości prawie 600 mil (889 km) od Karnuntum w Pannonii. Żyje jeszcze ekwita rzymski wysłany dla zdobycia bursztynu przez Julianusa zarządzającego igrzyskami gladiatorskimi cesarza Nerona. Odwiedził on miejsca handlowe (commercia) i wybrzeża, przywożąc takie ilości bursztynu, że nawet siatka służąca do powstrzymywania zwierząt i osłaniania podium miała w każdym węzełku bursztyn. Broń zaś, mary i cały sprzęt używany przez jeden dzień był z bursztynu dla urozmaicenia wystawy w poszczególnych dniach. Największa bryła bursztynu ważyła 13 funtów (tj. ok. 4,26 kg). (Tłum. Jerzy Kolendo)
Takimi słowami Pliniusz Starszy, jeden z najznamienitszych rzymskich historyków, opisał wydarzenie, będące jedynym świadectwem oficjalnej wyprawy, która prawdopodobnie w 60 roku przebyła trasę z Rzymu nad Bałtyk i powróciła z ogromną ilością bursztynu.
Rekonstrukcji Szlaku Bursztynowego dokonał prof. Jerzy Wielowieyski. Na podstawie Jego ustaleń, w sposób bardziej uproszczony, postaram sie Państwu przybliżyć trasę, jaką musiał pokonać Ekwita. Otóż pierwsza część podróży przebiegała drogami imperialnymi, z Aquilei do Carnuntum. Droga wiodła poprzez Emonę/Lublana i Poetovio/Ptuj. W tym rejonie istniały dwa mosty – jeden na rzece Sawie, drugi na Drawie. Na tym etapie, w okolicy Adrante/Atrante podróżni przekraczali granicę między Italią a Noricum (prowincja rzymska). Kilkanaście mil dalej na północ podróżnicy wkraczali na teren Panonii (prowincja rzymska). Następny odcinek prowadził do Samarii/Szombathely. Kolejny odcinek wiódł już bezpośrednio do Carnuntum/k. Wiednia, na terenie powiatu Bruck an der Leitha. Po dotarciu do Carnuntum Ekwita musiał pożegnać się z czułymi objęciami cesarstwa i wkroczyć na mniej znane i przyjazne terytoria. Kolejny etap trzeba było rozpocząć od przeprawienia się przez Dunaj. W pobliżu Carnuntum istniały trzy takie miejsca. Być może wyprawa ekwity skorzystała z przeprawy, która znajdowała się ok. 5 km na północny-wschód, przy ujściu rzeki Morawy w Bramie Devinskiej pomiędzy wzgórzami Devin i Braunsberg, gdzie istniało celtyckie osiedle (oppidum). Następnie wzdłuż lewego brzegu tej rzeki wyprawa ruszyła w kierunku północnym, do rzymskiej stacji w Stupavie. Po przeprawie przez Morawę szlak prowadził w górę rzeki ku Bramie Morawskiej, przez którą wkraczano na Górny Śląsk. Stąd wyprawa skierowała się ku rejonowi Opola i Gosławic, następnie w kierunku północnym ku rzece Prośnie i dalej Kaliszowi – Calisii, o której wspomina (?) na swej mapie Ptolemeusz. Stąd ruszyła ona na północ ku Kujawom, gdzie zapewne zatrzymała się w okolicy Kruszy Zamkowej, na pograniczu między dwiema odrębnymi kulturami: przeworską i wielbarską. Dziś te związki plemienne wiąże się z dwoma ludami: Wandalami i Gotami oraz spokrewnionymi z nimi Gepidami. Granicę wyznaczała Wisła, którą można było wtedy pokonać jedynie w okolicy Otłoczyna. Stąd już droga prowadziła prosto ku miejscom, które Pliniusz nazwał litora (wybrzeża) i commercia (targowiska). Otwartą sprawą pozostaje kwestia dokładnej lokalizacji owych targowisk. Nie wiadomo, czy chodzi o okolice Gdańska, czy dzisiejszego Elbląga; może też ekwita dotarł aż na Sambię. Uczeni nie wydają jednoznacznego werdyktu. Wszystkie te miejsca tętniły wówczas prężnym życiem gospodarczym. Być może skuszony dogodną przeprawą pomostami bągardzkimi przez dolinę rzeki Dzierzgoni, wybrał kierunek na elbląskie wzgórza. Przy czym, jeśli ostatni etap podróży wiódł wodą, mógł dotrzeć do każdego z wyżej wymienionych miejsc bez większych przeszkód.
Z Carnuntum do Ujścia Wisły jest ok. 860-890 km, zatem pokonanie tej trasy zajęło ekwicie w obie strony około czterech miesięcy. Jeśli rozpoczął swoją wędrówkę w kwietniu, to jej uczestnicy powrócili do domu z końcem sierpnia lub na początku września.
Koniec części trzeciej…
cz.4
Szanowni Państwo zapraszam na czwarty odcinek naszej wędrówki po gockich szlakach.
Każdy z Państwa, kto już jakoś zadomowił się na naszej gockiej wystawie pamięta zapewne dziwną konstrukcję zbudowaną z czarnego drewna. Otóż pochodzą one z oryginalnych konstrukcji sławnych pomostów bągardzkich. Tych samych po których, rzekomo, na stronę pruską miał przejść Św. Wojciech.
Historia odkrycia pomostów liczy sobie już ponad sto lat. Odsłonięto je pod koniec XIX wieku w trakcie prac melioracyjnych prowadzonych na podmokłych łąkach wsi Bągart
i Święty Gaj. Znaleziono wtedy bardzo dobrze zachowane konstrukcje drewniane tworzące rodzaj grobli – pomostów. Były to w istocie fragmenty drewniano-ziemnej drogi. Badaniami zajął się wówczas niemiecki archeolog i paleobotanik Hugo Conwentz. Określił wymiary konstrukcji, a na podstawie odkrytej ceramiki także ich chronologię. Dłuższy z pomostów miał długość 1230 m, krótszy zaś około 640 m. Szerokość ich wahała się między 4 a 6 m. Conwentz przyjął, że konstrukcja pochodzi z okresu wpływów rzymskich i jest częścią Szlaku Bursztynowego.
Dokładne określenie wieku „pomostu” od początku stanowiło poważny problem. Dość gremialnie odrzucano koncepcjęConwentza, zarzucając mu pomyłkę. Wielu badaczy chciało widzieć w nich pomosty, po których chodzić miał Św. Wojciech. Problem ten rozwiązano dopiero w latach 1995 – 1996, w ramach programu badawczego ADALBERTUS pod kierunkiem prof. Przemysława Urbańczyka, gdy ponownie rozkopano fragmenty drogi. W trakcie tych badań stwierdzono także, że pomost nie był zbudowany jednakowo na całej długości, czyli na odcinku 1230 m. W jego obrębie wydzielono kilka odcinków różniących się konstrukcyjnie.
Do budowy użyto przede wszystkim drewna dębowego, a jedynie zachodni kraniec drogi był zbudowany z elementów sosnowych. W konstrukcji użyto dranic, połówek, ćwiartek i rzadziej całych pni, przy czym nawierzchnię budowano głównie z dranic, które wykonano z młodych, około 50-letnich drzew. Długość elementów konstrukcyjnych dochodziła do 3 m, a szerokość nie przekraczała zwykle 30 cm. Niemal wszystkie elementy nawierzchni zostały przymocowane kołkami, które wbito w otwory wyciosane przy końcach dranic. Dodatkowo wzdłuż drogo wbito długie paliki, które zabezpieczały całą konstrukcję przed rozsuwaniem się na boki.
Przed budową nawierzchni, układano zwykle w ciągu drogi zwartą warstwę drewna, która pełniła funkcję fundamentowo-stabilizacyjną. Jedynie na krańcach doliny, gdzie było stosunkowo sucho, kładziono tylko 2 lub 3 legary na przestrzeni kilku metrów. Tam gdzie teren był bardzo grząski, przed zbudowaniem nawierzchni układano faszynę, natomiast w miejscach okresowo zalewanych przez wodę budowano groble (zwykle z kilku warstw drewna).
Na podstawie badań dendrochronologicznych stwierdzono, że budowę dłuższego, zlokalizowanego bliżej linii brzegowej jeziora Druzno pomostu, rozpoczęto na początku II w. p.n.e. Wiek najstarszej próbki określono na 199 rok p.n.e. Pomost/grobla funkcjonował nieprzerwanie, co najmniej, do końca II w n.e., bowiem najmłodsza próbka została wydatowana na 186 rok n.e. Datowanie radiowęglowe (tzw. metoda C14) próbek dopuszcza możliwość nadbudowania i naprawiania drogi w IV w. n.e., a może nawet jeszcze w następnym stuleciu. Metodą radiowęglową oszacowano też wiek krótszego, leżącego nieco na południe pomostu, na około VII-VI wiek p.n.e.
Zagadką nadal pozostaje, kto wybudował oba pomosty? Niewiele wiemy o ludziach, którzy mogli tego dokonać. Nie potrafimy ich „nazwać”. W czasie, kiedy powstawał dłuższy z pomostów, te ziemie zamieszkiwali przedstawiciele kultury, którą nazywamy oksywską. Jeszcze mniej, niestety, wiemy o twórcach krótszego z pomostów. W okresie, w którym powstał, większość obecnych ziem polskich zamieszkiwała ludność tzw. kultury łużyckiej. Tej samej, która wybudowała gród w Biskupinie. Ale czy na pewno to „łużyczanie” byli jego budowniczymi?
Koniec części czwartej…
cz.5
Szanowni Państwo zapraszam na piąty odcinek naszego spotkania z Gotami.
Niedawno jedna z telewizji przygotowała program poświęcony ludziom, którzy zajmują się bursztynem. Przedstawieni zostali zawodowi poszukiwacze, amatorzy, rzemieślnicy i eksporterzy. Wszyscy opowiadali o nim z niebywałą pasją. Czy należy sie dziwić? Nie, zdecydowanie nie. Bursztyn, sukcynit, jantar to przedziwna, zachwycająca i nadal pełna niespodzianek substancja.
O bursztynie właśnie będzie ten odcinek. Tak o jantarze pisał Tacyt: …Zatem na prawym brzegu Morze Swebskie obmywa siedziby ludu Estiów…. Przeszukują też morze i jako jedyni ze wszystkich zbierają na mieliznach i na samym brzegu bursztyn, który zwą glesum. Jaka jego natura i przyczyna powstania, nie pytają – jak to barbarzyńcy – i nie wiedzą. Długo musiał leżeć wśród tego, co wyrzuca morze, póki nasze umiłowanie zbytku nie nadało mu nazwy. U nich jest bezużyteczny. Surowy zbierają, nieobrobiony przewożą, ze zdumieniem przyjmują zapłatę. Można sądzić, że jest to sok z drzew, ponieważ często prześwitują w nim jakieś ziemne lub latające stworzenia, które utkwiwszy w cieczy uwięzione zostały przez szybko krzepnąca substancję. (…) Jeśli zbliżysz bursztyn do ognia, zapala się jak łuczywo, dając płomień obfity i wonny. Zaraz też staje się miękki niczym smoła lub żywica.”
(Tłum. Tomasz Płóciennik)
Bursztyn jest żywicą kopalną pochodzącą z drzew iglastych, sosna bursztynodajna – Pinus succinifera, sprzed co najmniej 40 milionów lat i występuje na wielu terenach Europy (południowe wybrzeże Bałtyku, stepy nadczarnomorskie, południowa Italia), Afryki (Liban) Azji (Birma) jak też Ameryki Południowej. Przy czym za najlepszy uznawany jest sukcynit, który odznacza się zawartością kwasu bursztynowego od 3 do 8 procent. Najliczniej występuje on na południowym wybrzeżu Bałtyku
Historia zainteresowania bursztynem sięga bardzo dawnych czasów. Z ziem polskich znane są wyroby bursztynowe pochodzące już z okresu neolitu.
Bardzo wcześnie bursztyn pojawił się także w kulturach świata śródziemnomorskiego (np. bursztyn sycylijski w VIII-VI w. p.n.e.), częściowo były to wyroby wytwarzane z miejscowego surowca,, jednakże w większości sprowadzano go znad Morza Północnego i Bałtyku.
Rozkwit zainteresowania bursztynem, a także rozwój handlu tą żywicą nastąpił w momencie ekspansji w Europie plemion celtyckich. To właśnie Celtowie zapoczątkowali „obrót” tym surowcem. Z okresu ich dominacji pochodzą jedne z największych składów tego surowca, np. w Starym Hradisku na Morawach, czy we Wrocławiu-Partynicach, z przełom er, gdzie odkryto skład 1375 kg bursztynu. Po pokonaniu Celtów przez Cezara i Augusta „bursztynowe” szlaki handlowe przejęli Rzymianie.
Na okres między I w. n.e., a latami osiemdziesiątymi III w. n.e. przypada rozkwit handlu bursztynem bałtyckim. Z tego czasu datuje się największą ilość znalezisk wyrobów bursztynowych pochodzących z południa cesarstwa.
Oczywiście bursztyn nie płynął z północy na południe stale i w takiej samej ilości. Prawdopodobnie obrót tą żywicą podlegał różnym zawirowaniom wynikającym zarówno z sytuacji geopolitycznej w tym rejonie ówczesnego świata jak też z powodu zmiany mody. Świadczą o tym przede wszystkim zmiany natężenia napływu importów z ziem cesarstwa rzymskiego na teren Barbaricum.
W zamian za bursztyn na terytoria plemion „barbarzyńskich” docierały licznie: monety rzymskie (głównie denary), wyroby luksusowe i „przemysłowe” pochodzące pracowni, z terenu Imperium. Wśród najczęściej spotykanych należy wymienić m. in. naczynia szklane, brązowe i srebrne, gliniane naczynia typu terra sigillata, paciorki szklane, ozdoby, czasami też broń.
Załamanie handlu bursztynem bałtyckim nastąpiło w drugiej połowie III w. n.e. Fakt ten wiązał się z wojnami na terenie Barbaricum, licznymi najazdami plemion barbarzyńskich jak też z kryzysem wewnętrznym cesarstwa.
Ponownie bursztyn powraca na rynki Cesarstwa Rzymskiego na przełomie III i IV w. n.e. W wiekach następnych (IV–VI w n.e.) bursztyn jest nadal, pomimo licznych zawirowań geopolitycznych, obecny na rynku Cesarstwa Rzymskiego. Przy czym należy zauważyć, że nie jest on już głównym towarem importowanym z północy. Prawdopodobnie został on wyparty przez futra i niewolników.
Koniec części piątej…
cz.6
Nie szata zdobi… czyli odcinek szósty gockiej opowieści
Nie szata zdobi człowieka, jednak z drugiej strony potrafi o nim sporo powiedzieć, a właściwie pokazać. Dziś wszyscy mamy jeden wspólny element ubioru czyli maseczkę. Choć element wspólny, to jednak prawie każdy z nas nosi trochę odmienny wzór czy fason. Współcześnie analizujemy dzieje człowieka pod wieloma względami, w tym także staramy sie określić sposób jego ubierania, sposób przystosowania do warunków, w jakich przyszło mu żyć. Niestety, w większości przypadków, materiały z jakich wykonywano odzież nie zachowały się, a jeśli nawet, to słabo lub szczątkowo.
Nie inaczej jest w przypadku społeczności gockiej. Jedynymi pewnymi elementami strojów, które przetrwały, są wszelkiego rodzaju ozdoby. Na podstawie ich umiejscowienia na szkielecie można domyślać się sposobu ich wykorzystania oraz rodzaju strojów, jakie ówcześnie były noszone.
Pewne jest natomiast to, że gockie kobiety dbały o swój wygląd – urodę, strój i ozdoby. Pod tym względem absolutnie nie różniły sie od swych rzymskich „koleżanek”. Dzięki rzymskim kupcom docierały do nich również wszelkiego rodzaju nowinki modowe.
Na podstawie dotychczasowych odkryć możemy stwierdzić, że w I wieku n.e. najpopularniejszy zestaw ozdób gockich (wielbarskich) dam składał się z pary bransolet sztabkowatych, trzech zapinek, kolii z paciorków, wisiorków oraz pasa z okuciami. Kobiety nosiły na każdej ręce po jednej bransolecie, dwie zapinki spinały szatę na ramionach, trzecia służyła jako zapięcie rozcięcia dekoltu, kolie paciorków zdobiły szyję, podobnie wisiorki. Całość uzupełniał pas z metalową sprzączką, a skroń wieńczyła opaska spiętą szpilą.
Na przełomie I i II w. n.e. model stroju nieco uległ zmianie. Nadal pozostały trzy zapinki, noszone jak dawniej, podobnie bransolety i pas. Do tego ostatniego zaczęto dołączać specjalne okucia, które umieszczano na jego zakończeniu. Panie nadal nosiły kolie z paciorków, które spinały klamerkami w kształcie litery „S”, a na głowach można zauważyć ślady po przepasce, którą spinały szpilą.
W okresie tzw. baroku wielbarskiego, tj. na przełomie II i III w. n.e., strój nie uległ wielkiemu przeobrażaniu. Zmieniły się nieznacznie typy i formy ozdób, pojawiły się nowe elementy. Do nawet sześciu zwiększyła się liczba używanych zapinek. Niekiedy na ręce zakładano po dwie pary różnych bransolet. Nadal noszono kolie, które łączono klamerkami w kształcie litery „S”. Być może niektóre z nich noszono już nie na szyi, a zawieszone pomiędzy dwiema zapinkami. Często ubranie zdobiła nałożona na materiale aplikacja z cienkich blaszek w kształcie półksiężyca tzw. lunul. Kobiety zaczęły nosić też miniaturowe zawieszki w kształcie wiaderka bądź koszyczka, może na pachnidła lub magiczne specyfiki.
Od połowy wieku III n.e. w stroju wielbarskim pojawiła się zwiększona liczba kolii z paciorków, które wzbogacano o wisiorki. Zdecydowanie rzadziej noszono bransolety, szpile i klamerki esowate, a wisiorki wiaderkowate wykonywano z brązu lub czasem z żelaza.
Jak już wspominałem bardzo rzadko zachowują sie elementy strojów. Z tego też powodu niezwykle cenne dla rekonstruowania strojów Gotów są znaleziska bagienne z Danii. Odkryto tam kilka kompletów odzieży damskiej i męskiej. Niestety takich odkryć, jak dotąd, nie odnotowano na ziemiach polskich. Pomimo tego, że braku w pełni zachowanych ubiorów, to na podstawie niewielkich i często źle zachowanych fragmentów można odtworzyć rodzaj, a nawet splot materiału, jakiego użyto do ich wykonania.
Ubrania szyto najczęściej z wełny oraz lnu. W przypadku strojów kobiecych najchętniej używanym materiałem była wełna. Tkaniny wykonywano ręcznie, farbowano naturalnymi barwnikami, często wyszywano lub zdobiono tzw. krajką, a w przypadku płaszcza, brzegi dodatkowo obszywano frędzlami. Sploty, których używano, były dość różnorodne – skośny, jodełkowy, diamentowy, rombowy czy płócienny. Elementy strojów zszywane były przy użyciu nici lnianych bądź wełnianych.
Stroje męskie były zdecydowanie prostsze i mniej wyrafinowane niż kobiece. Przy czym wykonywane były z podobnych materiałów jak kobiece. Składały się z koszuli, spodni połączonych ze skarpetami oraz płaszcza. Zamiast skarpet połączonych ze spodniami używano także wełnianych onuc. Spodnie równie często wykonywano z wełny, jak i lnu. Całości stroju, zarówno kobiecego jak męskiego, dopełniały skórzane buty oraz pas.
Koniec odcinka szóstego…
cz.7
Szanowni Państwo, w momencie gdy będziecie to czytać bądź słuchać, to istnieje szansa, że można już wejść do Muzeum i na żywo obejrzeć Gotów. Zapraszam serdecznie. Nie wiemy jeszcze ilu zwiedzających będziemy mogli jednorazowo przyjąć, toteż dla tych, którzy wolą zostać w domu przedstawiam kolejny odcinek moich opowieści.
Dzisiaj, odkładając na bok, wątek dotyczący zwyczajów funeralnych Gotów skupię sie na jednym z najbardziej spektakularnych pochówków na cmentarzysku w Weklicach. Chodzi oczywiście o grób tzw. Księżniczki gockiej. Dla wyjaśnienia, nie mamy żadnych informacji o tym kim była dama pochowana w grobie nr 208. Możemy jedynie snuć nasze domysły zarówno na podstawie zachowanej formy jej grobu oraz przedmiotów, w które została wyposażona w swą ostatnią drogę.
Cóż zatem wiemy? Szkielet prawie sie nie zachował. Przetrwały tylko niewielkie fragmenty kości, które znajdowały sie przy metalowych ozdobach. Na podstawie zachowanych zębów możemy jedynie stwierdzić, że zmarła kobieta dożyła wieku ok. 60-65 lat. Pochowano ją w okazałym grobie, o dość skomplikowanej konstrukcji.
Ciało „księżniczki” złożono do skrzyni trumiennej, którą następnie włożono do rozległej jamy grobowej, której długość wynosiła ok. 3,6 m, a szerokość ok. 1,2 m. Przy narożnikach jamy wbito pionowo słupy. O ich istnieniu świadczą odkryte resztki silnie rozłożonego drewna. Dowodzi to zapewne tego, że ściany jamy oszalowano poziomymi bierwionami lub dranicami. Na dnie grobu odsłonięto ślady „podłogi” z dranic, stanowiącej platformę dla ułożenia ciała. Fragment owych dranic zachował się dobrze pod brązowym kociołkiem, było to drewno dębowe. Nie wiadomo, czy nie była to właściwa komora z podłogą na dnie, ale też z bocznymi ściankami, czyli jakby skrzynia trumienna wstawiona do wnętrza jamy grobowej.
Przy południowym krańcu skrzyni, w osi grobu, ustawiono pierwotnie stelę kamienną – kamień nagrobny.
Przy szkielecie ułożono części bogatego stroju. Na czaszce, przy lewej skroni, leżała brązowa igła; przy żuchwie złota klamerka esowata oraz dwa złote paciorki, które pierwotnie były na niej podwieszone; dwie srebrne zapinki – jedna pod fragmentami czaszki, a druga na piersi; przy lewym ramieniu niewielka srebrna zapinka; na wysokości dolnych żeber srebrna, pozłacana zapinka tarczowata z podwójnym portretem cesarzy Marka Aureliusza i Lucjusza Werusa, wyrażającym ideę Concordiae augustorum, tj. zgody; w okolicy bioder brązowa sprzączka do pasa z resztkami skóry; niżej przy kolanach brązowa końcówka rzemienia; na rękach po dwie srebrne bransolety, jedna żmijowata (jej zakończenia przypominają głowę węża), druga wężykowata (kabłąk wykonano z wężykowato wygiętego drutu) z zapięciem schowanym w bogato zdobionej kapsułce.
Powyżej czaszki, w północnym narożniku skrzyni, włożono dodatkowo trzy naczynia. Były to: zachowana w całości misa gliniana tzw. terra sigillata (z warsztatu Cinnamusa w Galii), którą wykonano techniką wytłaczania. W jej wnętrzu leżał pokryty glazurą, spękany, gliniany pucharek (typu cantharos z warsztatu w centralnej Italii) z zieloną angobą. Na północ od tych naczyń leżał na boku zgnieciony pod ciężarem ziemi brązowy kociołek (z warsztatu nadreńskiego), ze względu na charakterystyczny sposób obrabiania powierzchni nazwany skośnie żłobkowanym.
Niewątpliwie kobieta pochowana w Weklicach w grobie nr 208 była kimś ważnym dla lokalnej społeczności. Na tle wielu innych grobów z tej nekropoli ten zdecydowanie się wyróżnia swoją okazałą formą. Czy w ten sposób chciano ją jakoś uhonorować? Być może. Przedmioty, które wraz z nią złożono do grobu wskazują również, że była raczej osoba zamożną, a dodatkowo z dobrym gustem. Czy zatem była „tylko” żoną lokalnego wodza, czy może jednak pełniła jakąś ważna rolę, np wieszczki, wśród swoich pobratymców? Cóż nie jest to wykluczone, gdyż kobiety w świecie germańskim często pełniły nietuzinkowe role, w tym uczestniczyły w poselstwach na dwory cesarzy rzymskich. Tak było w czasach rządów Dioklecjana, kiedy wraz z królem Semnonów Masyosem przybyła wieszczka Ganna. Jej wizyta wywarła ogromne wrażenie na Rzymianach.
Koniec odcinka siódmego…
Ps. Na deser krótki film, który powstał ze współpracy MAH w Elblągu i TV Truso.
https://www.truso.tv/wiadomosci/45638,krotka-historia-grob-ksiezniczki-gockiej
cz.8
Środa, pierwszy tydzień od otwarcia muzeów… i ósmy odcinek gockiej opowieści
Szanowni Państwo, mija właśnie pierwszy tydzień (nie wdając się w szczegóły) od momentu uruchomienia muzeów dla zwiedzających. Jak było po dłuższej przerwie? Chętnie posłucham też Tych, którzy przekroczyli progi muzeów pierwszy raz od PodstawówkiJ. Te uwagi proszę zamieścić w komentarzach.
W ostatniej części opowiadałem Państwu o grobie tzw. Księżniczki gockiej z Weklic. Dzisiaj niejako będę kontynuował ten temat. Otóż skupię się na ozdobach, a konkretnie bransoletach. Najdawniejsze ślady wykonywania przedmiotów z metalu – miedzi, pochodzą z Bliskiego Wschodu, z V tys. p.n.e. Na ziemie polskie metalowe przedmioty dotarły pod koniec okresu neolitu (ok. II tys. p.n.e.), były to głównie ozdoby wykonane z miedzi i złota.
Przez wieki bransolety były jedną z najczęściej noszonych ozdób, dotyczy to zarówno kobiet jak mężczyzn. Niektóre były proste, bez żadnych zdobień, czy wymyślnie wykonanych zakończeń. Inne wręcz przeciwnie, były masywne i krzykliwe. Czasem były tylko ozdobą, a czasem stanowiły wyznacznik pozycji społeczne, czy materialnej.
Gockie damy nosiły różnego typu bransolety. Początkowo (I/II w n.e.) były to proste, kabłąkowe egzemplarze wykonane z brązu bądź mosiądzu o przekroju okrągłym lub półokrągłym. Najczęściej miały niezbyt rozbudowane zdobienie lub były wręcz bez niego. Z biegiem czasu bransolety, w tym również srebrne, zaczęły zmieniać swój wygląd, pojawiły się formy taśmowate, o szerokim kabłąku, zakończone półkolistą główką, którą formowano w kształt przypominający głowę węża – tzw. wężowate lub żmijowate. Niektóre z egzemplarzy wyróżniały się także tym, że miały aż 2,5 zwoju.
Równocześnie z nimi (choć nie są tak powszechne) wśród gockich elegantek istniała moda na noszenie innego typu bransolet – tzw. wężykowatych. Nazwa wzięła się od sposobu kształtowania kabłąka, który tworzono z faliście uformowanego drutu. Ten typ bransolet, jak się wydaje, wykonywano jedynie ze srebra. W przeciwieństwie do żmijowatych, srebrny drut był bardzo sprężysty, te potrzebowały specjalnego zapięcia. W takim celu jeden końców miał kształt zbliżony do litery „T” natomiast na drugim końcu umieszczano tarczkę lub niewielką puszkę. Zarówno tarczka jak i puszka były niezwykle bogato zdobione.
Do zdobienia bransolet wykorzystywano różnorodne techniki złotnicze, z jednej strony były to punce, dzięki którym tworzono ornamenty ryte lub wybijano zdobienie na powierzchni. Z drugiej strony stosowano filigran – zdobienie z kształtowanych drucików oraz granulację – zdobienie wykorzystujące tworzenie zdobień z drobnych kuleczek. Najbardziej ozdobne formy biżuterii, w tym bransolet, w gockiej społeczności pojawiły się pod koniec II i na przełomie II i III w. n.e. Okres ten, ze względu na różnorodność i wyjątkowe bogactwo stosowanych zdobień nazywany jest „barokiem wielbarskim”.
Dama, którą znamy jako tzw. Księżniczkę z Weklic, w swoja ostatnią drogę została wyposażona w obydwa typy bransolet. Na każdym ręku miała po jednej żmijowatej i jednej wężykowatej. Te ostatnie miały przepięknie zdobione puszki.
Wszystkie zdjęcia: Robert Korsak
Koniec odcinka ósmego…
cz.9
Kolejna Środa i kolejny odcinek gockich przygód – już dziewiątyJ
Szanowni Państwo, serdeczne podziękowania dla tych wszystkich, którzy zdecydowali się już nas odwiedzić, czy którekolwiek z muzeów. Dziękuję za wizyty wirtualne i te bezpośrednie. Czasem trudno się rozpoznać, bo wszyscy jacyś tacy zamaskowani.
W nawiązaniu do poprzedniego odcinka, dzisiaj znowu będzie o ozdobach. Ostatnio opowiadałem o bransoletach, teraz zaś rzecz będzie o fibulach – broszkach. Jednym słowem o modzie ciąg dalszy. Moda, to jeden z najważniejszych elementów naszej codzienności, czy tego chcemy czy nie. Według definicji Słownika Języka Polskiego słowo „moda” oznacza zmienny styl życia, mieszkania, ubioru, obyczaju, historycznie związany z epoką, z zespołem norm obowiązujących w danym kraju, także ze statusem socjalnym określonej warstwy społecznej.
Jedynymi z najważniejszych elementów gockich strojów, które dzisiaj możemy podziwiać na wystawach muzealnych, są różnego typu broszki – fibule. Wykonywano je z różnorodnych metali, tj. żelaza, brązu/mosiądzu, srebra, złota, a niekiedy łączono je wszystkie w jedną niezwykle misternie zdobioną konstrukcję.
Na przestrzeni lat formy zapinek, często ulegały zmianie, podlegały lokalnej modzie. Oczywiście nie następowało to tak często jak dzisiaj. Okres używania jednej formy przez 15-20 lat może się wydawać wręcz niemiłosiernie długi, jak na dzisiejsze standardy, to z perspektywy czasu możemy stwierdzić, że nowości pojawiały się jednak bardzo szybko.
Pośród broszek/fibul typowych, które powstawały w niezliczonych egzemplarzach spotykamy czasem przedmioty nietuzinkowe, wyróżniające się „w tłumie”. O kilku spośród nich chciałbym Państwu opowiedzieć. Jednym z takich zabytków jest bardzo niepozorna (ok. 3 na 2,5 cm) zapinka, wykonano ją na przełomie II i III w. n.e. Co ciekawe znaleziono ją w grobie, w którym pochowano młodego mężczyznę (ok. 20 lat). Należy ona do tzw. zapinek grzebykowatych. Została wykonana ze srebra, natomiast szczególną uwagę należy zwrócić na niezwykle misterne, staranne i precyzyjne zdobienie. Otóż zakończenie kabłąka podkreślono dwiema rytymi liniami, natomiast boki i grzbiet pokryto liniowo ułożonymi nacięciami. Natomiast na główce umieszczono, od góry: pięć linii nacinanego drutu, poniżej nich warkocz wykonany ze splecionego, cienkiego, podwójnego drucika, a na samym dole dołożono jeszcze jeden nacinany drucik. Jednym słowem „generalski wężyk” z pagonu na mundurze.
Kolejnymi rodzajami zapinek, na które chciałbym zwrócić uwagę są żelazne zapinki. Tu powinno się pojawić lekkie niedowierzanie, jak to żelazne, przecież Goci „nie lubili się z żelazem”. Wszystko prawda, tym bardziej zasługują na Państwa uwagę. Egzemplarze, które widać na zdjęciu, także należą do tzw. zapinek grzebykowatych. Jednakże żeby dostrzec to, iż w wykonano je z żelaza, trzeba „przedrzeć” się wzrokiem przez bardzo bogato zdobienie wykonane srebrnymi i złotymi foliami oraz filigranem lub inkrustacją. Odkryto je w grobach, położonych w niewielkiej odległości od siebie, a datowane są na II w. n.e. Folie, których użyto do dekoracji zostały dodatkowo ozdobione różnego rodzaju ornamentami w kształcie linii ukośnych, falistych, wszystkie te wzory wykonano techniką wytłaczania. W przypadku największej z nich nie tylko całą powierzchnię pokryto foliami, dodatkowo także kabłąk oraz obydwa tzw. grzebienie, ozdobiono filigranowym drucikiem. A gdyby tego było mało, to sprężynę zamknięto w równie pięknie zdobionej puszce/cylindrze.
A dlaczego są z żelaza? No cóż, może właśnie na przekór tabu, którym obłożono żelazo?
Na koniec chciałbym Państwu zaprezentować jeszcze jeden przykład niezwykłego pomysłu. Otóż w grobie nr 150 na cmentarzysku w Weklicach pochowano starszą, mniej więcej sześćdziesięcioletnią kobietę. Spośród wielu przedmiotów, które miała przy sobie zmarła, na baczną uwagę zasługują dwie srebrne, wyróżniające się kształtem, wielkością i bogactwem zdobienia, a także kunsztem i pietyzmem wykonania zapinki. Zaliczane są one do typu tzw. monstruoso.
Najbardziej tajemniczą część zdobienia tych zapinek stanowią antropomorficzne wizerunki, które artysta umieścił na złotych „języczkach” pochewek (miejsce zamknięcia igły) obu zapinek. Ukazano na nich postać z wyraźnie przedstawioną głową, z tzw. celtyckimi oczami, nosem oraz włosami lub hełmem. Interesującym szczegółem tego wizerunku są włosy splecione w dwa długie warkocze. Nie jest pewne czy jest to wizerunek kobiety czy mężczyzny, stąd też nie ma pewności czy są to warkocze na głowie czy może tak uformowana broda? Reszta postaci jest przedstawiona bardzo schematycznie. Pewne jest natomiast, że obecność przedmiotów takich jak zapinki „monstrualne”, w kobiecych grobach uznawana jest za wyznacznik wysokiej pozycji, którą owe niewiasty zajmowały pośród swojej społeczności. Stąd też przypuszczenie, że dama z grobu nr 150 była najpewniej kapłanką-wróżką-rozdawczynią amuletów, o których istnieniu i dużym znaczeniu wśród germańskich plemion pisali starożytni autorzy.
a koniec można tylko za klasykiem powiedzieć, że Goci wybitnymi rzemieślnikami byli i basta!
Wszystkie zdjęcia: Robert Korsak
Koniec odcinka dziewiątego…
cz.10
apraszam na kolejny, dziesiąty, odcinek gockich przygódJ
Szanowni Państwo, tym razem słów kilka o miejscu z którego pochodzą przedmioty zgromadzone na wystawie „Goci. Znad Bałtyku do Rzymu”.
W historii spisanej przez Joradanesa obok Gotów pojawia się spokrewniony z nimi lud, tj. Gepidowie. Zgodnie z jego słowami przybyli oni, na południowe wybrzeże Bałtyku – „niewiele spóźnieni”.
„Gepidowie więc ogarnięci zawiścią, dopóki przebywali w kraju Spesis, (obrali na swą siedzibę) wyspę otoczoną mieliznami rzeki Viskli. Wyspie tej nadali w rodzimym języku miano Gepedojos (Gepidzkie błonia). Dzisiaj ma ją rzekomo w posiadaniu szczep Widiwarski, po odejściu Gepidów do lepszych ziem.” (Tłum. Edward Zwolski)
Profesor Jerzy Okulicz-Kozaryn wysunął tezę, że owa wyspa – Gepedojos, to nic innego jak Wysoczyzna Elbląska. Biorąc pod uwagę ustalenia geologów na temat kształtowania się Zalewu Wiślanego i jeziora Druzno jest to całkiem realne. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na Wysoczyznę Elbląską oczami obcego przybysza stojącego na pokładzie niewielkiej łodzi. Trudno to jeszcze udowodnić metodami archeologicznymi, to jednak dowodem potwierdzającym tę tezę jest fakt zakładania w tym rejonie nowych cmentarzysk na tzw. surowym korzeniu. Może to wskazywać na pojawienie się nowej, obcej grupy ludzi.
Jedno z takich cmentarzysk odkryto w Weklicach, wsi leżącej na samej krawędzi Wysoczyzny Elbląskiej. Badaczom starożytności znane jest ono już od lat 20-tych XIX wieku. Pojedyncze znaleziska odkrywane były przy okazji eksploatacji istniejącej tu żwirowni. Pierwsze regularne wykopaliska przeprowadzili archeolodzy niemieccy w latach 20–tych XX wieku. W ich wyniku odkryto m.in. unikatowy, importowany z Rzymu dzban brązowy. Niestety wyniki tych pierwszych badań, zabytki i dokumentacja zaginęły podczas II wojny światowej. Niejako powtórnie odkryto to stanowisko dopiero w 1984 roku. Metodyczne, nowoczesne badania wykopaliskowe, trwają z niewielkimi przerwami do dnia dzisiejszego. Przez wiele lat prace archeologiczne w Weklicach prowadził profesor Jerzy Okulicz – Kozaryn z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego wraz z żoną, profesor Łucją Okulicz-Kozaryn z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk. Obecnie to dzieło kontynuuje dr Magdalena Natuniewicz-Sekuła z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie.
Weklice to jedno z najlepiej rozpoznanych, a zarazem najciekawszych i najbogatszych cmentarzysk gockich środkowoeuropejskiego Barbaricum. Położone jest na wydłużonym fragmencie polodowcowego ozu. Nekropolia użytkowana była w okresie, od końca I – go (70-100 n.e.) do około połowy IV – go wieku n.e. (ca 350 n.e.). Jest źródłem wielu danych archeologicznych i antropologicznych, dzięki którym możliwe jest przeprowadzenie próby rekonstrukcji dziejów ludności zamieszkującej u schyłku starożytności wschodnie obrzeże delty Wisły.
Nekropolia położona jest w centralnym punkcie wybrzeża „bursztynowego” Bałtyku. W tym miejscu spotykały się dwa główne szlaki handlowe łączące „barbarzyńską” Północ z centrum ówczesnego, cywilizowanego świata. Jednym był szlak lądowy, powszechnie znany jako „szlak bursztynowy”. Drugim – szlak wodny – przebiegał od zachodnich prowincji Cesarstwa Rzymskiego przez dorzecze Łaby bądź od ujścia Renu do Wysp Duńskich i dalej wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego.
Podczas dotychczasowych badań odkryto ponad 600 pochówków. Występują tu wspólnie groby ciałopalne i szkieletowe. Spalone szczątki składano w glinianych urnach lub rzadziej wsypywano do płytkich jam. Inhumację stosowano zdecydowanie częściej, zaś formy grobów były w tym przypadku bardziej zróżnicowane. Szczątki składano zarówno w trumnach kłodowych, komorach szalowanych drewnem oraz łodziach dłubankach. Ciała zmarłych układane były w większości przypadków w linii północ – południe, z rzadka w linii wschód – zachód.
Niezwykle ciekawą sprawą jest, że najmłodsze groby odkrywane w Weklicach zaskakują bardzo bogatym wyposażeniem. Nie spotyka się wśród nich prawie wcale grobów ubogich. Można spokojnie stwierdzić, że w owym okresie (zapewne III/IV w. n.e.) cała społeczność bardzo się wzbogaciła. Nawet małe dziewczynki i młode kobiety posiadały bardzo liczne, bogate, coraz bardziej fantazyjnie i finezyjnie wykonane ozdoby.
Cmentarzysko w Weklicach nie jest jedyną znaną nekropolią gocką w rejonie Wysoczyzny Elbląskiej, która służyła kilku okolicznym osadom. Niedaleko od niego – w Aniołowie czy Myślęcinie, niemieccy badacze znaleźli podobne cmentarzyska z równie bogatymi pochówkami. Zadziwiającą trudność sprawia natomiast lokalizacja osad, do których te nekropolie przynależały. Niektórzy badacze przypuszczają, że nie były to ludne osady, lecz przypominały bardziej rodzinne farmy, rozrzucone co kilkaset metrów. Takiemu typowi osadnictwa sprzyjałyby naturalne warunki – obrzeża wysoczyzny pocięte licznymi jarami i wąwozami. Utrudnia to dokładniejsze poznanie codziennego życia „elbląskich” Gotów, jednakże na podstawie liczby cmentarzysk, grobów, a przede wszystkim ich wyposażenia można stanowczo stwierdzić, że w II i III w. n.e. obrzeża Wysoczyzny Elbląskiej licznie zasiedlała wyjątkowo bogata społeczność.
Epoka prosperity trwała nad dolną Wisłą bardzo długo. Kiedy od początku III wieku w wyniku gwałtownych przesunięć ludnościowych pomorskie osady pustoszały, wyludniały się tereny w głębi lądu, centra osadnicze u ujścia Wisły nadal dobrze funkcjonowały. Ale i tu około V wieku dotarł w końcu niepokój. Pozostały ślady doraźnych przemieszczeń ludzi zachowujących kontakt pomiędzy dawnymi siedzibami Gotów a Rzymem – nadal znajdowanych jest nad dolną Wisłą wiele pojedynczych rzymskich solidów lub całych skarbów monet, brak jest natomiast śladów stałego zasiedlenia przez gockich potomków. Prawdopodobnie w owym czasie następowało mało pokojowe przesunięcie zachodniej granicy terytorium Prusów. Ich ekspansja zatrzymała się na linii Zalew Wiślany – jezioro Druzno – rzeka Dzierzgoń. Od zachodu i południa powoli napływała kolejna nowa ludność – Słowianie.
Koniec odcinka dziesiątego…
Autor: Grzegorz Stasiełowicz